Język polski obfituje w wiele zabawnych, niosących proste prawdy życiowe powiedzeń. Część z nich jest zrozumiałych od razu i na przykład słowa „nie chwal dnia przed zachodem słońca” od razu kojarzą się z ostrzeżeniem przed zbytnią beztroską oraz cieszeniem się z czegoś ze zbyt dużym wyprzedzeniem, jednak pojawiają się i takie sformułowania, które wymagają od odbiorcy znajomości pewnego kontekstu. Jednym z takich właśnie porzekadeł jest sformułowanie „wyjść jak Zabłocki na mydle”. Co te słowa znaczą i jaka jest historia tajemniczego Zabłockiego? Cóż, w dużym skrócie chodzi o to, że zamienił stryjek siekierkę na kijek…
Czy mydło jest naprawdę aż tak złym interesem? Biorąc pod uwagę to, że towarzyszy ono człowiekowi od starożytności i jest niezbędne do skutecznego mycia ciała oraz pozbywania się bakterii i wirusów z dłoni, wydaje się mało prawdopodobne, aby tak podstawowy i przydatny produkt miał przynieść komuś duże straty. Co zatem zrobił Zabłocki, że jego nazwisko przeszło do historii w takim właśnie porzekadle?
Często używane w odniesieniu do sytuacji, która zamiast przynieść korzyść lub zysk przysporzyła komuś tylko strat i dodatkowych kłopotów, powiedzenie „wyjść jak Zabłocki na mydle” swoją genezę ma w odległych czasach i jak najbardziej realnych wydarzeniach. Przyczynkiem do powstania tego związku frazeologicznego była bowiem sytuacja, jaka przydarzyła się Cyprianowi Franciszkowi Zabłockiemu herbu Łada, czyli polskiemu szlachcicowi i właściciel dworu w Rybnie koło Sochaczewa, który żył w latach 1792-1868. Ten walczący w wojnach napoleońskich i wrogo nastawiony do zaborców patriota, po powrocie z Francji do rodzinnego kraju, zainspirowany trendami, jakie miał okazję podejrzeć podczas swoich wojaży na Zachodzie, zdecydował się przeznaczyć swoje oszczędności na założenie mydlarni.
Pomysł ten nie był wcale taki zły, Zabłocki trafnie zaobserwował, że popyt na środki do mycia jest coraz większy i że mieszkańcy rozwijających się państw Europy korzystają z nich coraz częściej. Problemem okazało się jednak wykonanie… Szlachcic rodem z Rybna planował transportowanie mydła Wisłą na pokładach statków, które docierałyby do Gdańska, skąd następnie sprzedawane byłyby dalej i trafiały do Francji, Anglii oraz innych odległych krajów. Na przeszkodzie stał jednak fakt, że po drodze trzeba było przekroczyć granicę zaboru pruskiego, a stacjonujący na niej i kontrolujący tę część rzeki celnicy nakładali na wszystkie przewożone towary wysokie cła.
Zabłocki, jak na patriotę, ale i dbającego o jak największy zysk biznesmena przystało, postanowił opracować rozwiązanie, które pozwoli mu uniknąć płacenia horrendalnych sum pieniędzy zaborcom i w końcu wymyślił metodę, która miała szansę powodzenia: zlecił wykonanie wodoszczelnych skrzyń i umieszczenie transportu mydła właśnie w nich, a następnie, tuż przed zbliżeniem się do posterunku pruskich celników, wyrzucenie ich do rzeki. Ściśle ze sobą powiązane i ciągnięte pod wodą dzięki ukrytej, przywiązanej do barki linie, miały umknąć ciekawskim spojrzeniom urzędników i zostać wciągnięte z powrotem na pokład po dotarciu do Gdańska.
Choć plan był ryzykowny, Cyprian Franciszek Zabłocki herbu Łada odniósł sukces. Załoga statku skutecznie zamydliła Prusakom oczy i ładunek rzeczywiście udało się przemycić niespostrzeżenie, a następnie wyłowić nad brzegiem Bałtyku. Jak można jednak przewidzieć, radość szlachcica była krótkotrwała, gdyż szybko wyszło na jaw, że nieprzepuszczające wody skrzynie nie zniosły najlepiej próby, której zostały poddane i być może w wyniku uderzania w podwodne przeszkody, a być może z winy zbyt długiego zanurzenia, rozszczelniły się. Mydło, jak to ma w zwyczaju w kontakcie z wodą, rozpuściło się i zostało do cna wypłukane z pudeł przez nurt Wisły.
Całkowita utrata ładunku, choć jej okoliczności można uznać za całkiem zabawne, ze względu na to, że potencjalne zyski dosłownie przeciekły szlachcicowi z Rybna przez palce, była niestety dla Zabłockiego, który już wcześniej cieszył się już sławą niezbyt rozgarniętego biznesmena, potężnym ciosem. Nie tylko nie zarobił na interesie, w który zainwestował, ale mająca zaopatrywać bogatych klientów z zachodu Europy mydlarnia okazała się w efekcie przedsięwzięciem na tyle nieopłacalnym, że wpędziła biednego weterana wojennego w długi, z którymi musiał borykać się przez resztę swojego życia, które zakończył 26 listopada 1868 roku.
Historia nie obeszła się z pamięcią o Cyprianie Franciszku Zabłockim zbyt łaskawie, czyniąc niestety z walczącego o wolność kraju żołnierza, który nie chciał, aby zaborcy bogacili się jego kosztem, obiekt kpin, jednak wszystkie te szalone perypetie oraz spektakularna klęska w branży mydlarskiej szczęśliwie przyniosły, jak w przypadku wszystkich dobrych przysłów, swego rodzaju korzyść i naukę. Okazało się bowiem, że syn Zabłockiego, dziedziczący po swoim pechowym ojcu Rybno, wyciągnął wiele wniosków z postępowania swojego rodzica i dał się poznać jako wyjątkowo sprawny zarządca, który swoimi działaniami uratował rodzinny majątek.
Ryszard Kurek
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment publikacji (tekst, grafika, obrazy, zdjęcia, pliki oraz inne dane) prezentowany w sklepie internetowym OLE.PL nie może być powielany lub rozpowszechniany w żadnej formie i w żaden sposób bez uprzedniego zezwolenia. Wszelkie znaki towarowe, znaki graficzne, nazwy własne i inne dane są chronione prawem autorskim i należą do ich właścicieli.